Jesienna sesja boho
Sercem jestem w jesieni. Ale żeby być tak w zupełności uczciwą, muszę dodać, że tylko sercem. Cała reszta mojego ciała nie została stworzona do funkcjonowania w temperaturach poniżej 18’C. Jednak zawsze marzyło mi się być jesienną panną młodą, brać ślub w otoczeniu ciepłych złotawych barw i miękkiego światła. Mój typ urody to także jesień. Niestety takie zmarzluchy jak ja muszą organizować ślub latem.
Ale… gdy świat zaczyna chylić się ku rudawym odcieniom przyrody, zawsze można zrobić sobie sesję. Spontanicznie skorzystaliśmy więc z wolnego dnia, ustawiliśmy statyw i symbolicznie uwieczniliśmy się na kilku zdjęciach. Marzy nam się sesja w Szkocji, wśród rdzawych trawiastych wzgórz i nastrojowych dolin, ale póki co ta myśl musi chwilę poczekać. Któregoś dnia jednak uda nam się to marzenie zrealizować.
Bukiet i wianek na kapelusz utrzymały się jeszcze z dnia naszego ślubu. To ogromna zaleta suszek, z których zostały uwite przez Kwiatoczułe. Kompozycje na ołtarzu to właściwie też pozostałości po naszym ślubie uzupełnione o polne znaleziska.