Dreszczyk emocji

Jakiś czas temu na Instagramie w ramach Q&A dostałam pytanie: „Co najbardziej Cię stresuje w dniu ślubu?” Oczywiście w tak złożonym i niepowtarzalnym dniu fotografom towarzyszą różne strachy. Wiadomo, że niejednokrotnie śni nam się po nocach sprzęt, który odmawia posłuszeństwa, albo kościół, który akurat zostaje spowity przez plagę ciemności egipskich. Jako fotografowie ślubni staramy się jednak jak najbardziej przygotowywać na takie okoliczności. Zawsze fotografuję na dwa aparaty, każdy z nich jest wyposażony w podwójne sloty na karty pamięci. W plecaku na wypadek dramatycznych ciemności czeka lampa. W charakter naszej pracy wpisane jest możliwie jak najskuteczniejsze minimalizowanie ryzyka.

Jednak myśląc o tym wspomnianym wcześniej pytaniu w pierwszej kolejności przyszła mi do głowy inna kwestia – brak miejsc do zaparkowania pod kościołem lub USC. Oczywiście ich brak pod blokiem, w którym odbywają się przygotowania też jest mało komfortowy, ale wiadomo: ceremonia to centralny, najważniejszy punkt tego dnia – nie można się spóźnić. Żeby było zabawnie, dostałam wówczas bardzo dużo wiadomości od innych fotografów, że czują podobne napięcie w tym względzie.

Zdradzę Wam przy tej okazji też taką ciekawostkę. Dodatkowy drobny dreszczyk emocji odczuwam również, gdy przybywam na miejsce przygotowań. Bynajmniej nie dlatego, że stresuje mnie rozpoczęcie reportażu, ale dlatego, że zawsze mam taką myśl w głowie – czy ja Was rozpoznam. 😉 A wiecie, jak to jest: czasami widzimy się przez kamerki telefonu, a tu potem następuje zmiana koloru włosów, makijaż, inna postura… I już czasami mam wątpliwości, czy właśnie witam się z panną młodą czy może z jej siostrą. Czy to pan młody, czy może brat albo świadek? W takich chwilach tak bardzo doceniam te szlafroki z napisem Bride. 😉

I tak właśnie było w przypadku M&P. Choć znaliśmy się już ze ślubu siostry M (ten boho ślub możecie zobaczyć tu: klik), ona sama przeszła taką metamorfozę, że dopiero po jakiejś chwili klepki w głowie zaskoczyły i wysłały sygnał, że to M we własnej osobie.

Ślub w czwartek

M&P planowali pierwotnie swój ślub na kwiecień 2020, ale pandemia pokrzyżowała te plany. Ostatecznie celebracja odbyła się we wrześniu w czwartek. I pewnie zaraz sobie pomyślicie: w czwartek, ale jak to? Śluby odbywają się zazwyczaj w soboty i piątki, czasem w niedziele, ale w czwartek? Pandemiczne czasy wymagały (albo może raczej powinnam powiedzieć „w dalszym ciągu wymagają”) kreatywności w podejściu do organizacji takich przedsięwzięć. Okazuje się jednak, że i w czwartek można celebrować, że goście również w czwartek radośnie świętują z parą młodą i niekoniecznie wychodzą z przyjęcia o kopciuszkowej porze.

Górki Zielone pod Warszawą

Wesele M&P odbyło się w bardzo urokliwym miejscu Górki Zielone niedaleko Warszawy. To idealna aura dla ślubów rustykalnych, bardzo przytulna i wdzięczna do fotografowania. Ach i ten kominek. Jako zdecydowanie ciepłolubna przedstawicielka społeczeństwa, doceniam jego obecność bardzo. 😉 O wspaniałą zabawę natomiast zadbał Kuba Król. Na parkiecie był szał. Zresztą zobaczcie sami.